sobota, 23 listopada 2013

Hail to the kings


Samotny wieczór przy świecach, kieliszku wody (tak, wody, nie wódy), wyrafinowanym deserze i dźwiękach "Polo Alkoholo" (czyt. Kings of  disco fucking polo - Figo Fagot).
Pis joł paróweczki. Postanowiłam wykazać się kulinarnie i zrobić cudne małe, przeurocze, kochane misie z oczodołami. Jako, że poczułam się wspaniałą blogerką - podam przepis na zabójców w wersji light. Czasem chyba każdy ma ochotę coś pochrupać, a najlepiej ciastka. Niestety, jest to ten typ, który można jeść i jeść i jeść i jeść i tyć. Przepis jest bardzo prosty. Problemem są tylko składniki, gdyż zwykle robię je po prostu "na oko" i trudno było mi określić dokładne proporcje.
3 żółtka
2/3 łyżki śmietany
około szklanki cukru (w zależności jak bardzo słodkie mają być ciastka)
2 cukry waniliowe
1/1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
kostka masła (najlepiej Ostrołęckie, ze względu na zawartość tłuszczu)
Ok. pół kilo mąki (ciasto ma być miękkie)
Wszystko wymieszać, włożyć do lodówki na ok. 2 godziny, wyrobić ciasto i bawić się w wycinanie foremkami, lub jak ktoś ma inwencje twórcze nożem, łopatą, piłą mechaniczną.
Jak widać przepis prosty jak budowa PC.
Moje arcydzieła. Moje dzieci.

Wczoraj doznałam przy okazji szoku psychicznego, wyciągnęłam kilka wniosków i to strasznych wniosków. Pozwólcie, że podzielę się moimi hipotezami na to, że człowiek musiał powstać przez ewolucję, bo jego zachowania się podobne do małpy.
Wybrałam się z Bezdomnym Ziomeczkiem (czyt. Izabelą) do ogromnej metropolii - Olsztyna. Chodziły legendy w naszej wiosce, gdzie wynaleźliśmy niedawno ogień, że są niejakie wyprzedaże, ogromne wyprzedaże do końca tygodnia. Dobrze- myślę - zaoszczędzić nigdy nie przeszkadza. Wchodzimy do owego sklepu, a tam.. Stado kobiet, pchających się do tych półek, przepychających się wzajemnie, wyrywających sobie rzeczy przed nosem, hałas, chaos, hymny ZSSR i wszystko co złe. Starałam się więc jak najszybciej wycofać z pola bitwy. To smutne, że ludzie tak się zachowują. Gdzie się podziała kulturka.. Ale, żeby nie mówić, że było strasznie i źle (bo nie było) to ujmę też w poście dobre strony wyjazdu, czyli kilka moich zdobyczy - pierdół.

Miękkie skarpetki niczym niebiańska chmurka z uroczym motywem konia powozu Lucyfera.
Skarpetki na zimę są ważne bardzo.
Przynajmniej moim zdaniem, ale czasem niektóre rzeczy są tak urocze, że człowiek nie może powstrzymać się, żeby ich nie kupić - tak jest w moim przypadku, tyczy się to też książek.
Zimno mi już w każdym razie nie jest. Jestem gotowa na srogie pizgnięcie mojej ulubionej pory roku.
Świeczki. Świeczki cudownym wynalazkiem. Szczególnie zapachowe. A mango akurat ma uroczy zapach. Relaksują, usypiają, można się nimi narkotyzować nawet. Tak samo jak kadzidłami.
Jak wspomniałam wcześniej - mam lekkiego fioła na punkcie kupowania rzeczy uroczych. Aktywował mi się również wczoraj i kupiłam notes z foką analogicznie do tego, że miałam fokę na koszulce (Patrzcie jak foka płacze, boże jaki żal).
Czy to nie jest tak urocze, że aż chcę się to ciumkać, mlaskać i całować?
Wystąpiła tam również Pusheen, więc to jak wygrać z rakiem razy dwa. Mam teraz miejsce na zapisywanie wszystkich rzeczy, o których i tak zapomnę, że są tam zapisane. Ale czym jest taki notes w cenie niecałych 4 złotych do wieczności i wydanych pieniędzy?
Czuję się jak młody Hunter na 10 lvl cieszący się ze swojej noobowskiej zdobyczy. Ale zawsze to jakieś polowanie.
Przy okazji wyjazdu zjadłam sobie dobry gyros w gyrosowej restauracji z grecką muzyczką, najadłam się i byłam szczęśliwa. Bo cóż jest bardziej szczęśliwego od najedzonej Luci. Emanując szczęściem wróciłyśmy do naszej skromnej wioski, mieszkańcy tańczyli wokół ognisk i pletli wianki.
Pochwaliłam się tym, czy miałam się pochwalić. Teraz wracam do kontynuowania mojej grubej, samotnej imprezy.
Róbcie ciastka, spełniajcie swoje marzenia, bądźcie silni, chaos, miłość, smażone placki i miecze.







Reklama, bo komercja rządzi naszymi umysłami.

Cześć misiaczki.
Chciałabym was poinformować, że nowy tytuł bloga robiła mi Eli. Proste dojście do jej bloga możecie znaleźć po prawej stronie. Nie, to lewa. Nie, nie, prawa. Prawa, tak. Prawa.
Nie bójcie się wchodzić do Eli. Gryzie tylko czasem, agresywna jest tylko, kiedy jest głodna i wcale, ale to wcale nie jest okropnym człowiekiem, który nie szanuje czyjejś pracy (czyt. gotowania). Potrafi świetnie gotować ekskluzywne potrawy (jajecznica, kanapki, tosty) i koloruje kolorowanki na poziomie dzieci 3+, które sama tworzy.

http://elifia-czyli-wszystko-i-nic.blogspot.com/

czwartek, 21 listopada 2013

Człowiek człowiekowi człowiekiem



A zombie zombie zombie. Zombie dziś jestem sama.
Witam was ponownie paróweczki. Mam trochę newsów ze świata (nie)żywych.
Zacznijmy od faktu, że przepraszam za moje lenistwo, ale akurat gdyby nie ono, to nie byłabym sobą.
Powolnie, ale jakoś wzięłam się za rysowanie. Tym razem inspiruje mnie Grimes. Nie przywykłam wspominać o tym, że słucham jakiejś "elektrycznej" muzyki, ale akurat owe panienki nieopisanie wpadły mi w ucho. Muzyka idealna na jesienne wieczory przy świecach i z ołówkiem.
Jutro już piątek, gdyby ktoś nie miał kalendarza. Jak to głoszą prawdy z stron dla mniejszości umysłowych "piątek, piąteczek, piątunio!". Był mi potrzebny w końcu. Jak ja się szybko męczę. W stu procentach w poprzednim wcieleniu byłam kotem. Albo leniwcem.
Teraz co nieco o moich odkryciach i zajawkach. Straszne rzeczy się dzieją. Pod złym wpływem czarnej magii, Illuminati, Masoneri, Reptilianów i Macochy królewny Śnieżki opętały mnie złe moce.Jak to mówił filozof internetu Dakub Jebski "na higienę traci się od 40 do 60 lat życia". Ja niestety zaczęłam praktykować czynności, które mogłabym spokojnie kręcić i zostać znanym na cały świat youtuberem, ale powstrzymałam się, żeby wam nie było smutno. 
Zaczynając od faktu, że zaczęłam odżywiać się bardziej zdrowo, niż dotychczas.Spokojnie, przestańcie panikować, zejdź z parapetu, weź kilka głębszych oddechów. Przecież to logiczne, że nie zrezygnuję w życiu moim całym z czekolady, czy Pizzy. Określiłam sobie kilka zasad, które staram się przestrzegać. Jak każda kobieta mam kompleks wiecznych 200 kg, czyli kobieta nigdy nie powie "Pieprzyć dietę! Jestem szczupła jak szprycha!". Staram się jeść o określonych porach, unikam śmieciowego jedzenia i przechodząc koło działów z bio jedzeniem już nie tylko parskam ironicznym śmiechem naśmiewania się z głupich dewiacji jedzeniowych, ale płaczę, śmiejąc się histerycznie i wybieram sobie zdrowe ciastka i mleko sojowe. Słodka nostalgia. Trza być twardym nie miętkim.

Odkryte przeze mnie ciasteczka zbożowe z owocami leśnymi, czyli coś, co mogę jeść i jeść i jeść i jeść.
Ale to nie wszystko. Zaczęłam również robić to, czego zawsze bałam się robić, co uważałam za marnowanie czasu, klątwę i omijałam szerokim łukiem.Mówię tu o bawieniu się w masła do ciała, kremy, maseczki i inne pierdoły, które jak się okazało naprawdę przynoszą ukojenie dla ciała, duszy i mojej rodziny. Ku mojemu zdziwieniu (oczywiście nie myślcie, że leżę w wannie i odpływam sobie w chillingu. Nie, nie. Relaksuję się przy graniu w KOTOR z gównem glinką na twarzy) czuję się lepiej. To trochę jak praktykowanie rytuałów, tylko prostsze i z ogólnodostępnymi produktami.
Jak widać na zdjęciu poniżej - masło shea. Moja ostatnia zdobycz. Czego to teraz ludzie nie wymyślą. Wchodzisz sobie do sklepu, kupujesz pudełeczko z owym masłem za niecałe 4 ZETA, a potem przychodzisz sobie co jakiś czas i prosisz o nowy wkład, za niecałe 3 ZETA. Oczywiście ja jestem zachłanna i wzięłam sobie to duże pudełko, ale to w niczym nie przeszkadza. Masło naprawdę pachnie jak ogród Allaha i pedalskie zarodniki szczęścia, wystarczy mała ilość i utrzymuje swój zapach dłuuuugo długo. Można stosować nawet jako perfumy, pewnie nie trzeba nawet się myć.

Masło Shea greckie. W sumie już się uzależniłam, to zły znak.

A to moje urocze gówno coś nazywane glinką.
A wyżej mamy pięknie wyglądającą substancję, która do waszych umysłów na pewno przywiodła myśl o łąkach, błękitnym niebie i Lazurowym Wybrzeżu. Otóż jest to glinka, którą dostaje się w wersji małych odłamków, które wyglądają jak ziemia z doniczki i miałam ogromne wahania, czy to na pewno jest do użytku na skórę. Mój mistrz w kwestii urody powiedział mi jednak, że to na pewno mnie nie zabije, nie odpadnie mi twarz, wystarczy to rozrobić z wodą i nałożyć na twarz czując pod palcami wspaniałą konsystencję błota z piaskownicy. Ach, wspomnienia. W sumie po tejże "glince" naprawdę miałam ładniejszą skórę. Gładką, uroczą i miękką, że aż chciało się ją ciumkać, macać i całować. Ową glinkę trzyma się na twarzy 15-20 min aż zaschnie. Następnie spłukuje się ją tylko wodą.
W końcu czuję się jak prawdziwa kobietka. Teraz tylko czekać aż polubię zakupy poza Empikiem i Ikeą. Ale pozostawmy już część urody, bo jeszcze będziecie zazdrośni o moje super spa. Hehe. Przejdźmy do rzeczy bardziej praktycznych i ciekawych, czyli co tam u mnie z kulturką. 
Na razie czytam Memoirs of a Geisha (Po angielsku czyta, anglik od siedmiu boleści). Książka zapowiada się ciekawie, nie ma nic lepszego, niż nagie 9-letnie Japonki, biczowanie, dotykanie po piersiach i kimona. Potem moim dużym planem jest już Star Wars. Zacznę od Drogi Zagłady, tak, jak polecił mi mój Mistrz, potem będę kupować następne części, lub żebrać u rodziny, żeby zamiast czekolady kupili mi książkę.
A jak już jesteśmy przy książkach, to i o TV coś powiem. Nigdy telewizji jakoś specjalnie nie oglądałam. Ostatnio doszłam do wniosku, że oglądam trzy programy na zmianę.
Z kamerą u Kardashianów - po prostu lubię patrzeć jak bogatsi ludzie sobie żyją i mają swoje bogate problemy. Bogatość.Kamilu, czy kupiłeś mi nowe czerwone Porsche? - Nie Marleno, było tylko czarne. -Jak mogłeś, nie kocham Cię, nie będzie pasowało mi do butów od JC.
FashionTV - Od niedawna. Kompletnie nie interesuję się modą, ale wciąga mnie to, jak modelki chodzą po wybiegu i jak wirują im sukienki i ich twarze bez wyrazu buchają bezuczuciowym wzrokiem niczym Bella ze Zmierzchu. A nóż widelec człowiek natknie się na Care Delevingne, pouśmiecha się chwilę i wróci do rzeczywistości.
Starożytni kosmici - To akurat oglądałam od dawna. Zwykłe zainteresowanie życiem pozaziemskim. Bo przecież nie możemy być jedyni w całej galaktyce.
Po co człowiekowi telewizja, jak mamy internet. W telewizji nie puszczają Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni tak często jak puszczają teledyski Miley Cyrus jeżdżącej na wielkiej kuli. Gdzie dąży świat.
Nie oglądajcie telewizji. Idźcie do świata, bądźcie społeczni, kochajcie ludzi, darzcie ich miłością, doceniajcie wszystko wokoło, a jak nie, to załóżcie bloga.

Przedstawiłam wam parę moich nowych odkryć, idei i zdobyczy. Subskrybujcie, łapki w górę, komentujcie, hehe. Przepraszam, nie mam śmiesznych żartów.

See you!